wtorek, 11 maja 2010

Miłość


[Ze wstydem przyznaję, że nieco zaniedbałem postanowienia złożone przy zakładaniu tego bloga. Nowe płyty na półce pojawiają się znacznie częściej niż nowe wpisy na blogu. Niech więc poniższy wpis będzie pierwszym dowodem silnego postanowienia poprawy.]


Kiedy Leszek Możdżer zaczął występować razem z Larsem Danielssonem i Zoharem Fresco, skład ten został okrzyknięty jako dream team. Tymczasem Możdżer swój dream team miał już znacznie wcześniej. I – co nie bez znaczenia – było to polish dream team. Mam na myśli trójmiejską grupę „Miłość”, przez którą przewinęło się wielu muzyków, filarów dzisiejszej sceny yassowej i muzyki improwizowanej.

Płyta „Taniec Smoka”, drugie wydawnictwo w karierze zespołu, lecz pierwsze jako kwintetu (do składu dołącza Maciej Sikała), to świetna fuzja dźwięków dzikich, emocjonalnych (Mikołaj Trzaska, Tymon Tymański) i klasycznych, uładzonych (Leszek Możdżer, Maciej Sikała). W tej, wydawałoby się, sprzecznej przestrzeni, bezbłędnie porusza się perkusja Jacka Oltera i perfekcyjnie łączy te odmienne stylistyki, nadając im charakterystyczne dla „Miłości” brzmienie. Są tu zmienne tempa, połamane skale, szalone saksofonowe odjazdy, ale także charakterystyczne dla Możdżera melodyjne partie fortepianowe, miejscami ocierające się o Chopina oraz sporo wpływów muzyki etnicznej. Są też: krzyki, dziwne sapania i surrealistyczne melorecytacje (Tymański, przygrywając sobie na kontrabasie, mówi: „[...] A teraz idę już spać, znużony jestem. I może odkryję nową planetę lub umrę zgodnie z sennym przeczuciem”). No i tytuły utworów (choćby dla nich samych warto mieć na półce kilka płyt „Miłości”!): Chłepcąc Ciekły Hel, Maszyna Ludzka, Pańska Bródka Mnie Denerwuje (Nie Mówiąc Już o Wąsikach).

Zespół, choć początkowo traktowany sceptycznie przez konserwatywną, jazzową polską scenę za lekceważący stosunek do muzyki, szybko zyskał sobie uznanie grając w 1993 roku na Jazz Jamboree jako support przed Ornettem Colemanem, a później nagrywając dwie płyty z legendarnym trębaczem Lesterem Bowie.

Muzyka ojców yassu to kpina, wygłup, żart z klasycznej muzyki jazzowej. Dali temu ostateczny dowód nagrywając późniejszą płytę „Asthmatic”, której tytuł jest wyraźnym odwołaniem do absolutnego polskiego topu wszech czasów w muzyce jazzowej, czyli „Astigmatic” Komedy. Nie jest to jednak nigdy wyśmiewanie, lecz swoisty, zdystansowany ale pełen szacunku, ukłon w kierunku klasycznego jazzu. Ukłon z przymrużeniem oka.

***

Występ „Miłości” na Jazz Jamboree '93 nie do końca oddaje klimat „Tańca Smoka”. Wyjątkowo w tym przypadku koncertowe wykonanie utworów jest bardziej melodyjne i uładzone niż ich wersje studyjne, gdyż występ odbył się w momencie, kiedy w składzie na pewien czas zabrakło Mikołaja Trzaski, który muzyce zespołu dodawał ostry yassowy pazur. By poczuć to, czego zdecydowanie zabrakło na koncercie z 1993 roku warto wsłuchać się w nagrania z wrocławskiego występu kwintetu z gościnnym udziałem Lestera Bowie. Tu już naprawdę niczego nie brakuje.

Miłość na Jazz Jamboree'93





Miłość & Lester Bowie - live in Wroclaw'96


1 komentarz:

  1. Witam, czy jest możliwość skontaktowania się z Panem w sprawie zamieszczenia recenzji płyty na Pana blogu?
    mój adres piotr@wkexpress.eu

    pozdrawiam
    Piotr Karol Sawicki

    OdpowiedzUsuń